Bałtyckie dorsze wymierają
2024-11-06
Autor: Agnieszka Kamińska
Liczebność dorszy w Morzu Bałtyckim osiągnęła krytycznie niski poziom. Winne są m.in. zanieczyszczenie wód i nadmierne połowy w poprzednich latach. Komisja Europejska utrzymała zakaz łowienia tych ryb na kolejny rok.
W Polsce coraz rzadziej można kupić ryby z Morza Bałtyckiego i nieprędko się to zmieni. Przez lata ignorowaliśmy sygnały alarmowe i za późno zaczęliśmy je chronić. Nadmierne i niewłaściwe połowy, niezgodne z rekomendacjami naukowców, doprowadziły do tego, że ławice, w tym przede wszystkim dorszy, zostały drastycznie osłabione. Negatywny wpływ na kondycję tego gatunku wywierają też zanieczyszczenia i martwe strefy w morzu. Występują one głównie we wschodniej części Bałtyku. Ryby w części zachodniej, bliżej wlewów wód przez cieśniny duńskie, mają więcej sprzyjającej im zimnej i natlenionej wody, są więc w nieco lepszym stanie, ale i te ławice zostały mocno wytrzebione.
Sytuacja dorszy jest dziś tak zła, że rybacy morscy nie mogą łowić tych ryb. Możliwy jest jedynie przyłów, czyli przypadkowe wyłowienie dorszy przy okazji połowu innego gatunku ryb.
– Ze względu na bardzo zły stan stada, w drugiej połowie 2019 r., Unia Europejska wprowadziła zakaz ukierunkowanych połowów dorsza wschodniobałtyckiego. Dopuszczalne są jedynie niewielkie przyłowy. Połowy tego stada w ostatnich 2 latach wynosiły nieco ponad 2 tys. ton, łącznie z szacowanymi połowami prowadzonymi przez Rosję. Podobnie wygląda stan stada dorszy w rejonie zachodniobałtyckim. Polska w tej części miała bardzo małe limity połowowe, obecnie i tu dopuszczalne są jedynie niewielkie przyłowy – wyjaśnia nam prof. Jan Horbowy z Zakładu Zasobów Rybackich Morskiego Instytutu Rybackiego – Państwowego Instytutu Badawczego.
Kiedy bałtycki dorsz wróci na nasze talerze?
Naukowcy twierdzą, że mimo ograniczenia połowów, kondycja dorszy nadal jest katastrofalna. W Bałtyku pływają osobniki słabe i dużo mniejsze niż kilkanaście lat temu. Jeszcze nie tak dawno dorsze były dużymi rybami. Największe sztuki ze wschodniego Bałtyku miały nawet 1,5 metra. A te, które były poławiane, miały 50-60 cm, teraz liczą średnio 20-30 cm. Dziś bałtyckie dorsze ważą nawet kilkakrotnie mniej niż w latach 80. Ich masa spadła poniżej tzw. poziomu Btrigger i Blim, stanowiącego najniższy punkt bezpieczeństwa, poniżej którego stado może mieć trudności z odbudową. Odtworzenie obu stad jest procesem wieloletnim i obecnie nie jest możliwe określenie terminu, kiedy to nastąpi. Nie można też wskazać, kiedy bałtyckie dorsze będzie można masowo poławiać. A to znaczy, że szybko nie zobaczymy ich na naszych stołach.
– Biomasa tych ryb w latach 2020-2023 r. należała do najniższych w historii obserwacji. Słabe jest uzupełnienie stada, a pokolenie roku 2018 ma bardzo niską liczebność. Wyniki rejsów badawczych wskazują na pewną poprawę urodzajności pokoleń 2021-2022. Nie spodziewamy się jednak, aby wzrost biomasy przekroczył poziom punktów referencyjnych, który umożliwiałby rozpoczęcie połowów ukierunkowanych. Główną przyczyną złego stanu zasobów jest sytuacja ekologiczna stada – tłumaczy dr Krzysztof Radtke z Zakładu Zasobów Rybackich Morskiego Instytutu Rybackiego – Państwowego Instytutu Badawczego.
Instytucje unijne utrzymały zakaz połowów dorszy w 2025 r. Państwa członkowskie zgodziły się jedynie na ustalanie limitów dla przyłowów – zostały one zmniejszone o 28 proc. i 22 proc. w stosunku do poprzedniego roku. Zakazany będzie też rekreacyjny połów dorszy na całym obszarze Bałtyku. Prezes Związku Rybaków Polskich Grzegorz Hałubek stwierdził, że już dawno powinny zapaść takie decyzje. Dopóki na Bałtyku były prowadzone połowy konsumpcyjne, to ekosystem się odtwarzał i rybacy z niego żyli. Największego spustoszenia dokonały jednak nadmierne, wręcz przemysłowe połowy paszowe na mączkę.
– Decyzje o zakazach połowów ryb na Bałtyku zapadły o 12 lat za późno. Unia w tej kwestii działa z opóźnieniem i ta katastrofa ekologiczna na Bałtyku musi się wydarzyć – uważa Grzegorz Hałubek, prezes ZRP.
Bałtyk staje się morską pustynią
Wymieranie dorszy ściśle wiąże się z innym wielkim problemem. Bałtyk jest morzem wyjątkowym. To akwen zamknięty i dość ciepły, wymiana wód następuje w nim bardzo wolno. Do tego ruch morski odbywa się tu z dużą częstotliwością. Bałtyk jest więc podatny na zagrożenia, takie jak zanieczyszczenia biogenami czy po prostu śmieciami. Na niemal całym obszarze Bałtyku zachodzi tzw. zjawisko eutrofizacji. Jest ono skutkiem zbyt dużych ilości substancji biogennych, a więc związków azotu i fosforu w wodzie. Eutrofizacja powoduje powstawanie przydennych stref całkowicie pozbawionych tlenu, gdzie zamiera wszelkie życie. Już teraz martwe strefy obejmują ponad 17 proc. morza. Stwierdzenie, że Bałtyk staje się martwym i toksycznym morzem, nie jest przesadzone.
– Bałtyk umiera dzisiaj na naszych oczach. Jednak wciąż jeszcze nie jest za późno, aby przeciwdziałać destrukcyjnym procesom. Potrzebujemy zintegrowanych i spójnych działań na poziomie międzynarodowym – twierdzą aktywiści z WWF Polska.